środa, 9 lipca 2014

"Uśmiech to niedrogi sposób na poprawienie naszego wyglądu". - John Dana

Deszcz, deszcz, burza, burza... GRAD, piorun, grzmot i drzewo, które nie postawiło się prawom fizyki... i zaryło w beton...  Jeszcze do tego upał i duchota. Czyż to nie piękna pogoda? Zaiste... wspaniała (tak tak to była ironia xd). Podstawowym pytaniem, które pewnie sobie teraz zadajecie jest - "No dobra ale po co ten cytat?" - ano właśnie. Wyobraźcie sobie teraz jaką mam sytuacje. Siedzę sobie w domu, jak zwykle obudziłam się około 10.30 (dziwne, zwykle budziłam się po 12 ;O) taki znudzony życiem ludź, gimbus w wakacje. Niby mam baaarrrdzo dużo możliwości, ale wiecie jak to bywa, że człowiek po 9 miesiącach spinania się w gimnazjum jest już tak zmęczony, że szkoda gadać xd. Spotkania odrobione, reszta umówiona na dalsze terminy. Książka przeczytana, następna w połowie... Pochwalę się jaką czytam zacną lekturę - "Rozważna i romantyczna" - z polecenia nauczycielki polskiego (nie wnikajcie ;p). Od kompa uzależniona nie jestem, więc jak już wchodzę pogram sobie chwile w "Need for Speed", popiszę z kimś na fejsie, poczytam bezużyteczną... Ale jak już we wcześniejszym poście pisałam - Aj lof rajding e bajk :D - poszłam jak dobry, wysportowany obywatel pojeździć na rowerze. Byłam skłonna pojechać 15 km od domu (a to jednak jest 45 minut drogi w jedną stronę) ale coś mnie tknęło i... stwierdziłam, że odwiedzę zacne jeziorko, czyli naszą poznańską kochaną Maltę (około 3 km ode mnie + 4.5 km na objazd). Tak więc ja, z wyszczerzem na twarzy pojechałam żwawo do celu. Po drodze zahaczyłam o kilka miejsc, CAŁY CZAS mając wyrzuty sumienia, że odechciało mi się zrobić 15 km razy dwa. Trochę posiedziałam na trawce, opalając się w promykach słońca, które chamsko schowało się w chmurach... a konkretnie w takiej jednej... dużej... ciemno-szaro-granatowej... łooo matko... help :C. Po kilku minutach dało się słyszeć i widzieć pierwsze oznaki wyładowań elektrycznych, czyli potocznie zwanej BURZY. A ludzie zaczęli powoli, lecz efektywnie zwiewać. No cóż ... przybyłam, zobaczyłam, spier*oliłam. A centralnie nade mną było co? Burza... Jeah... w połowie drogi coś na mnie kapnęło. Moja pierwsza myśl (gdyż jestem człowiekiem, który z natury lubi deszcz, jednak dzisiaj...) "ooo fajnie deszczyk, trochę się ochłodzę w drodze do domu". No... nie mineła minuta, a jak zaczęło padać (sory lać,po prostu  ulewa miesiąca). No dobra jadę dalej. Dostałam z gradu, nade mną błyskały pioruny, nic nie widziałam przez deszcz, który lał się po prostu w każdą możliwą stronę (tak z dołu do góry też, przecież odbijał się od drogi ;p ) i spróbuj człowieku widzieć gdzie jedziesz!? Jak nie przejedziesz prawie uciekającego człeka to zaczną ci się opony ślizgać na wodzie (zapraszamy do programu "TANIEC NA WODZIE" - w każdy deszczowy dzień w godzinach popołudniowych! W programie wodna masakra kołem rowerowym oraz ślizg w dal na mokrym i twardym betonie). Jeszcze musisz być na tyle ogarniętym, żeby nie wjechać pod jakiś traktor czy inne duże cuś. TANIE PRANIE NA RZĄDANIE! - nazwa firmowa z prawami autorskimi, w 100% zastrzeżona ;p. Nie dość, że zażyłam tani, letni prysznic, wyprałam SIĘ i swoje rzeczy (byłam mokra od futra po buty ) to umyłam sobie rower (no to akurat dobrze ^^). Mijałam ludzi stających pod dachami i wszystkim innym, byle tylko uniknąć przemoczenia. Nie obyło się bez dziwnych spojrzeń w moim kierunku, typu "dzieciaku zostaw ten rower i chodź pod jakiś dach, czy do klatki schodowej". Szczerze mówiąc gdyby nie moja wrodzona zaciekłość (i strach przed burzą) może i bym tak zrobiła, ale stwierdziłam ŻE ZA CHOLERĘ NIE PRZESTANE UCIEKAĆ DOPÓKI NIE STANĘ WE WŁASNYM DOMU (miałam dokładnie dwie chwile słabości, ale dzielna ja je przezwyciężyłam xd). W końcu, niczym światełko w tunelu, zobaczyłam moje osiedle, blok i czym prędzej pojechałam do wejścia. Czekało mnie już tylko wniesienie roweru na drugie piętro (ale co mi tam, już nie padało). Ogarnęła mnie tak gwałtowna fala radości i nagle zdałam sobie sprawę z głupoty tej sytuacji, że byłabym wybuchnęła tak głośnym śmiechem, że sąsiedzi opowiadaliby o mnie legendy (może już tak jest a ja nic o tym nie wiem xd?). Na szczęście się pohamowałam... ale gdy tylko zobaczyła mnie moja rodzina wszyscy wesołym chórkiem powitali mnie śmiechem. Nie dziwię się i nie mam tego nikomu za złe, gdy tylko podeszłam do lustra i zobaczyłam moje "nieco" przemoknięte ciuchy i wszystko inne wiedziałam już jak czuły się moje 3 koty, gdy je radośnie wrzuciłam do wanny pełnej wody, a one nie mogły wyjść bo było ździebko ślisko xd (nie martwcie się, nie znęcam się nad zwierzętami ;p wykąpane i wysuszone, przynajmniej nie było im gorąco a teraz mają lśniące futro - niczym wyprane w perwolu ;D). Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i wtedy stwierdziłam, że dodał on i mi i całej tej sytuacji nieco śmiesznego uroku (i tu macie połączenie z cytatem). A do roweru i pogody się nie zrażam, jestem very optymistycznym człowiekiem :). Zachęcam do aktywnego wypoczynku na rowerze... tylko najpierw kilka razy sprawdźcie prognozę pogody! ;) AVE xd

1 komentarz:

  1. Hahaha... Ulewa faktycznie była niezła. Uśmiech poprawi prawie każdą sytuację ;p Powodzeniu w suszeniu futra i czekam na ciebie w piątek.
    ~ Zgadnij kto ;p

    OdpowiedzUsuń